To co się wydarza jest właściwe i powinno uzyskać wsparcie. Określone zdarzenie wygląda na złe lub na niekorzystne* tylko wówczas, gdy nie rozumiemy dostatecznie kontekstu danego zjawiska czy zdarzenia.(Joe Goodbread w Dreambody Toolkit)

*wyjatkiem sa naduzycia!

Nie da się wieść przyjemnego życia jeśli nie żyje się mądrze, dobrze i sprawiedliwie i nie da się żyć mądrze i dobrze i sprawiedliwie, nie żyjąc przyjemnie. (Epikur)

sobota, 30 marca 2013

Bardzo wazny wpis

Chyba w żadnym okresie historii tak wielu ludzi nie było tak świadomych tego, że cierpią na poczucie własnej nierzeczywistości, że stracili kontakt z sobą samym, że zbyt często nie wiedzą, co czują. Dla romantycznej miłości ma to katastrofalne skutki.

Źródłem samoalienacji - a raczej nieświadomości - jest kilka czynników. Zacznijmy od najprostszego i najbardziej oczywistego: wielu rodziców uczy dzieci wypierać uczucia (!!!)Traktują nieświadomość jako pozytywną wartość, mówią, że to cena bycia kochanym, wartym akceptacji, uważanym za dorosłego. Mały chłopiec upada i rani się, a ojciec zwraca się do niego surowo: “Mężczyźni nie płaczą”. Dziewczynka złości się na brata albo okazuje starszemu krewnemu, że go nie lubi, a wtedy słyszy od matki: “To okropne. Tak naprawdę wcale tego nie czujesz”. Dziecko wpada do domu, radosne i rozentuzjazmowane, a poirytowany rodzic mówi: “Co z Tobą? Czemu robisz tyle hałasu?”

Dzieci uczą się wypierania swoich uczuć również poprzez przykład. Oschli i emocjonalnie zahamowani rodzice wychowują oschłe i emocjonalnie zahamowane dzieci nie tylko za sprawą otwartych komunikatów, ale i przez swoje zachowanie, które oznajmia dziecku, co jest “właściwe”, “stosowne”, “społecznie akceptowalne”.
Bardzo prawdopodobne, że rodzice przejęci pewnymi naukami religijnymi zarażają dzieci zgubną ideą, że jest coś takiego jak “złe myśli” albo “złe emocje”. W efekcie dziecko boi się własnego życia wewnętrznego.
To wszystko prowadzi młodego czlowieka do wniosku, że jego uczucia są potencjalnie niebezpieczne, że czasami trzeba im zaprzeczyć, że muszą być pod kontrolą. Dziecko uczy się więc wyrzekać własnych emocji. Nie trzeba mówić, że ten proces nie polega na świadomych, przemyślanych decyzjach - w ogromnym zakresie można go opisać jako nieświadomy. Jednak samoalienacja już się rozpoczeła. Zaprzeczając uczuciom, anulując własne osądy i oceny wartościujące, odrzucając swoje doświadczenie, dziecko nauczyło się wyrzekać części własnego ja, własnej osobowości. Już wie, że pewne uczucia czy emocje są nie do przyjęcia. A jednak je odczuwa. Znajduje więc rozwiązanie: nieświadomość.

Tę samą strategię wykorzystuje do obrony przed wszystkimi uczuciami, których doświadcza jako zagrażających lub przytłaczających: przed bólem, strachem, złością i tak dalej. Zablokowane zostają nie tylko uczucia negatywne. Radość, ekscytacja, seksualność również mogą stać się celem emocjonalnego wyparcia - jeżeli doświadczane są przez dziecko jako zagrażające jego równowadze, bezpieczeństwu albo samoocenie (!!!)
Ten problem wywodzący się z dziecińtwa zostaje wbudowany w osobowość, rzutuje na to, jak osoba istnieje i radzi sobie z życiem, tak że do czasu, kiedy wchodzi w wiek dorosły, stan samoalienacji odczuwany jest już jako normalny. Tylko że to, czego się wyrzekliśmy i co wyparliśmy, nie przestaje istnieć. Na innym poziomie nadal w nas działa. Tylko nie jest zintegrowane. Zatem w zakresie, w jakim cierpimy z powodu wyrzeczenia się siebie, cierpimy na chroniczny stan rozdźwięku z samym sobą.

Nathaniel Branden, “Psychologia romantycznej miłości”
Gdybyśmy postawili pośrodku pokoju trzyletnie dziecko i zaczęli na nie krzyczeć, wymyślać mu, że jest głupie, że nigdy niczego nie potrafi zrobić dobrze, że powinno to zrobić tak, a nie inaczej, gdybyśmy kazali mu przyjrzeć się, jaki zrobiło bałagan, a przy tym jeszcze uderzyli je kilkakrotnie, zobaczylibyśmy, że to wszystko zakończyłoby się albo przerażeniem dziecka, które ulegle siądzie w kącie, albo jego agresją.
Dziecko wybierze jedno z tych dwóch zachowań, my zaś nigdy nie poznamy jego możliwości.
Jeśli temu samemu dziecku powiemy, że je bardzo kochamy, że bardzo nam na nim zależy, że kochamy je takim, jakie ono jest, kochamy za jego uśmiech i mądrość, za jego zachowanie, że nie mamy mu za złe błędów, które popełnia w trakcie nauki i że bez względu na wszytko będziemy dla niego oparciem – okaże się, że możliwości, jaki to dziecko zaprezentuje, przyprawią nas o zawrót głowy.
W każdym z nas tkwi takie trzyletnie dziecko i większość swojego czasu tracimy na karcenie tego dziecka w sobie. A potem dziwimy się, że nie układa nam się w życiu.(!!!)
 
 Louise Hay